piątek, 29 października 2010

The best party room 251 :)23.10 BH; 26.10 prehalloween party

Po intensywnej wycieczcie do Turynu przyszedł czas na nocny trans :D
Zdążyć na pociąg z Turynu do Mediolanu było więc sprawą priorytetową (sami rozumiecie ;))stąd noga na schodach celem jego zatrzymania...
ahahah crazy people

The best party room Ann&Julie room number 251 via G. Modena 36, 20129 Milano - to wiedzą już chyba wszyscy :)













 CraaaaaaaaaaaaaaaazzzzzzzzzyPeooooooooooopleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee

Właściwie nie wiem jak to się stało że nagle w naszym pokoju pojawiło się około 30 osób..ludzie po prostu zaczęli wchodzić..miało się wrażenie że przenikają przez ściany..gdzie się nie obejrzysz czyjaś twarz..czyjaś nowa twarz i zdziwnie:
- Ooooooo cześć kim jesteś?? hehehe
I tak w zacnym i licznym gronie zabalowaliśmy do 1. Później całą ekipą poszliśmy do BH gdzie tańczyliśmy na podestach, piliśmy drinki i bawiliśmy się do białego rana.. żeby następnego dnia obudzić się tylko na obiad i dalej pójść spać.. Imprezy w Black Hole jak dotąd zawsze wyrzucają nas w kosmos (to są imprezy na tzw. pełnej k*rwie :O nowe określenie którego się tutaj nauczyłam --> dzięki Michał :P)

Kontynuacją crazy tygodnia był wtorek i nasze prehalloween party - było przednio :D


Torino. Byki. Juventus. Jesień etc :)

Crazy people crazy people. Tak można podsumować nasz wyjazd do Turynu.
                                       crazy                                      people

crazy people!!!

Ekipa w składzie: Anna x2, Marysia, Gosia i Bartuś i wszystko jasne!! wszystko było FENOMENALNE :d
Przez dwie godziny podróży w wygodnym pociągu raczyliśmy się opowieściami o uciekającej pannie młodej, o pilotowaniu wycieczek, o studiowaniu, zwiedzaniu, o życiu ;)od samego początku było fenomenalnie, fenomenalnie. Zimno, szaro i jakoś tak pusto :P nie to co w Mediolanie heheheh.
Turyn ładnym miastem jest. Bez rewelacji jednak.
Jest Juventus, jest całun, jest muzeum egipskie, jest jesień i wielu fajnych policjantów.. :D
foto foto foto fejsbuk fejsbuk ;)

jest też Muzeum Kinematografii do którego trzeba koniecznie wrócić. Są kolejki na wierzę widokową, są stragany z indyjską biżu i śliwkowymi szaliczkami z sowami ;)
co wzbudziło taki zachwyt? :)
to okno? ;)
hmmm  nieee!tam wyżej to zdjęcie pozowane :D


pojazd kosmiczny w którym można kupić najprawdziwsze podróbki całunu turyńskiego :/

"ej nawet podobny" heheheh Gosia rulez! :*

Było też dzikie szaleństwo i próba zdążenia na pociąg.. pogoń za maszyną do kasowania biletów i zniecierpliwiony pan konduktor który chyba z pięć razy dął w swój służbowy gwizdek.. Była moja stopa na schodkach pociągu celem jego zatrzymania :O i wszechogarniający śmiech innych podróżnych upchanych jak sardynki w przejściu do wagonów.. i Bartuś którego śmiech rozkładał na łopatki..a przypomnienie tej sytuacji cały czas wywołuje u mnie uśmiech od ucha do ucha hahahah :))))i w końcu byliśmy MY w pociągu w przejściu z toaletą.. w końcowym efekcie MY na wygodnych fotelach śmiejący się do rozpuku i wywołujący śmiech u innych podróżnych..to było Fenomenalne :D jechaliśmy do domu..do Milano..

a w samym sercu naszego miasta pomyliliśmy (tzn, ja jako przewodnik pomyliłam ;P) kierunki metra..więc sprytnie cofaliśmy się w miejsce z którego przyjechaliśmy...a kiedy z żółtej linii próbowaliśmy przesiąść się na czerwoną nie mogliśmy znaleźć wyjścia.. postanowiłam więc zapytać przystojniaka który zdawało się tam pracował: 
ja: "ciao.sorry where is the entrance to the Red Line?"
on: "ciao.there" i pokazuje miejsce z którego przyszliśmy (myślimy kur*a dzień świstaka normalnie :P)
ja: "are you sure?"
on: "yes I work here"
ja: " :/ yyyyy but there is yellow :("
Po czym pan chwyta mnie za rękę i zjeżdża z nami na sam dół ruchomymi schodami i odprowadza do właściwego wyjścia :))jak dobrze być zagraniczną turysto-studentka ;)

Bellagio - Como (a piedi)

W Como było pięknie..głęboki oddech i chwila przerwy od Mediolanu w którym życie płynie bardzo bardzo szybko.
Ciekawą miejscowością jest również Bellagio gdzie dostać można się kolejką jak na naszą Gubałówkę.. panorama Lago di Como jest na pewno bardzo piękna, ale nam nie było dane zobaczyć jej w pełnej okazałości. Tego dnia owszem świeciło słońce i było dość ciepło..ale nad jeziorem unosiło się coś w rodzaju mgły (smogu) co uniemożliwiało dobrą widoczność.. Kupiliśmy bilet tylko w jedną stronę. Postanowienie biło przednie: na dół schodzimy pieszo!
Zapytałam przemiłego pana z kawiarni w której wypiłam pyszną caffe latte, którędy do szlaku. Pan najpierw spojrzał na mnie..potem na moje buty i zapytał:
 "Sei sicura??"powtórzył to jeszcze parę razy.. "ma sei sicura????"
Myślę sobie..zapyta raz jeszcze czy oby na pewno jestem pewna że chce wracać pieszo i powiem mu coś niemiłego...
Kiedy nasza piesza wędrówka zaczęła się wydłużać..kiedy kamienista trasa zdawała się nie mieć końca, a moje buty uległy małej destrukcji przypomniały mi się słowa przemiłego Włocha z kawiarni.. "ma sei sicura??" w tym momencie już nie byłam taka pewna. Prowadziłam rozmowy z moimi butami: "Obiecuję że jak przeżyjecie do końca tej wyprawy to wyrzucę was do kosza!!obiecuję!!" - wytrwały.. wylądowały w koszu..zasłużyły na wieczny spoczynek :D

Intensywnie!!wycieczkowo imprezowo

Kto lubi rano zostać wyrwany ze słodkiego poimprezowego snu głośnym stukaniem do drzwi? Godzina 10 to zdecydowanie środek nocy!!Jednak pan sprzątacz swoją środową pracę wykonać musiał i jechał na szczocie przez 15 min zostawiając w pokoju świeży zapach czystego chloru. (środa po wtorku 19.10.10)!!!Odruch wymiotny gwarantowany! To była środa rano..natomiast środa godz. 14 to widok Anny skaczącej po łóżku i przeżywającej coś w rodzaju orgazmu - aaaaaaaaaaaa!!mój aparat przyjechał :D
ann - "jesteś piękny..kocham Cie"
panasonic - "będę Ci służył wiernie..." :D
aaaaaaaaaaa!!!!!to była prawdziwa dwu i pół godzinna podnieta!! Gdyby nie fakt że musiałam iść na włoski zostałabym w pokoju ze swoim nowym nabytkiem jeszcze z dobrych paręęęęęęęę godzin.
Po kursie włoskiego naszym środowym zwyczajem (który też jest naszym zwyczajem wtorkowym i poniedziałkowym..zdarza się że jest też zwyczajem czwartkowym, piątkowym, sobotnim i niedzielnym :D) poszliśmy na kolację do CIAO!!! :D gdzie jedzenie jest pyszne a obsługa bardzo miła heheheh. Zwłaszcza nasza ulubienica "różowa rosalinda" o ślicznych różowych policzkach i uśmiechu od ucha do ucha i radosnym: Ciao Ragazzi :)))i szczerą ręką w nakładaniu studenckich porcji :)

Ciekawe jest to, że dziś kiedy dokładnie mija tydzień od zeszłego czwartku nie pamietam co robiłam tydzień temu..Tydzień temu w nocy wiem..tydzień temu w dzień??nie mam pojęcia.. W każdym razie czwartek jest nocą dla The Club i Tropicany..my postanowiliśmy (w zasadzie zostałam sterroryzowana i musiałam pójść!naprawdę! :P)sprawdzić jak jest w obu tych klubach. Zamawianie taksówki jest trudne!wierzcie mi!No więc zamówiliśmy taksówkę...Jednakże do pierwszego nas nie wpuścili (mogły wejść tylko same dziewczyny, a my byliśmy w mieszanym towarzystwie)a do drugiego weszliśmy bez problemów tuż przed godziną 2 łapiąc kolejną taksówkę, płacąc 10 euro za wstęp i pijąc w tej cenie dwa pyszne drinki truskawkowe :D jednocześnie doświadczając kradzieży skórzanej kurtki. Pomimo iż winowajca nie odnalazł się odzyskałam należną mi się kwotę i mam zamiar kupić za nią ładniejszą kurtkę ;)
Powrót do domu trwał 1,5 godziny ehhh było zimno, ale w grupie raźniej..i weselej i zdecydowanie dłużej!! Ciekawe jest to że w Mediolanie nie ma nocnej komunikacji miejskiej :/ a taksówka kosztuje jakieś 12 euro za 7min jazdy :/ my swoje limity zdążyliśmy wyczerpać tej nocy.

Czwartek rano sms: proszęęęęę przesuńmy nasz wyjazd do Como o 1h please..
kolejka do Bellagio
Godziny nie przesunęliśmy i zwarci i gotowi z samego rana po 3 godzinach snu wyruszyliśmy pociągiem w godzinną podróż..do Como.. było pięknie!!








czwartek, 21 października 2010

Studiowanie. Imprezowanie. Erasmusowanie :)

Po niedzieli był bardzo grzeczny poniedziałek..
9.00 - pobudka
10.30 - 12.30 pierwsze zajęcia: Storia del teatro e dello spettacolo z Bentoglio
12.30 - 14.30 okienko i obiad w Self - Service
14.30 - 16.30 drugie zajęcia: Storia dello spettacolo circense e di
strada z Serena
17.30 - 19.00 Lingua italiana
19.20 - kolacja z moimi wariatkami w Ciao :D
21.30 - siłownia z Olą
23.00 - prysznic
23.30 - odrabianie pracy domowej z włsokiego
00.00 - Ania grzecznie leży w łóżeczku :)

Wtoooooorek...

 hollywood + wódka w metrze + wódka i redbull w damskiej toalecie ;)
było wariacko ;)
a na zakończenie była gorąca pizza w srebrnym samochodzie i croissanty z calzone na śniadanie i latte macchiato. Nie próbujcie tego w domu :O

niedziela, 17 października 2010

Festiwal Czekolady i Vintage Show

Jadąc pociągiem we Włoszech należy kupić bilet - to dość oczywisty i powszechny proceder :P.. mniej oczywisty jest fakt skasowania go przed wsiadaniem do pociągu w żółtej niepozornej maszynie (my daliśmy radę :))
Pavia nie zachwyca niczym szczególnym..bije z niej małomiasteczkowy klimat wąskich uliczek..jednak to czym powaliła nas na kolana był trwający tam właśnie w sobotę Festiwal Czekolady: czekolada do picia, czekoladowa kiełbasa, czekoladowe buty, czekoladowe owoce, czekoladowe grzyby, czekoladowe śrubki, czekoladowe skrzypce wszyyyyyystko z czekolady :D to była pyszna czekoladowa rozpusta (a potem 2h na siłowni ;)
bucik cały z czeeeeeekolady

A dziś prawie 4h organizowaliśmy się żeby wyruszyć na zaplanowany Vintage Show do Belgioioso:
-problemy z komunikacją
-nie było tuszu w drukarce (ja)
-Tomek obraził się na drukarkę (i z wzajemnością)
-u Marysi totalne zero - drukarka padła
-u Gosi - jest drukarka (ale internet zamulał więc nie moglismy przesłać naszych biletów, a kiedy się udało okazało się że komputer pani z portierni nie widzi pendrajwa więc kombinowaliśmy dziś na wszystkie sposoby aż wreszcie udało się zapakować do "kropki" i wyruszyć w drogę):).
ps. nie da się jeździć we Włoszech samochodem nie łamiąc przepisów ruchu drogowego!!!normalnie nie da się!!!!

Sam Vintage trochę nas zawiódł..była Coco, był Gucci, był Dior etc. i ceny w okolicach 250e i w górę :/ była biżuteria, fikuśne kapelusze i wieczorowe suknie...było też dużo kurzu i zawroty głowy.. więc uskuteczniliśmy przechadzkę po pięknym parku do którego ewidentnie zajrzała już jesień..
pierścionki z klocków lego
buty od CHANEL dla Cruelli Demon :)




Cała impreza miała miejsce w pałacu Castello di Belgioioso..była to jedyna atrakcja w mieścinie w której zjadłyśmy pizze za 3euro w obskurnym, tureckim KebabPizzaIcośJeszcze :O 

Nic nie kupiliśmy ale nie być tam byłoby wielką stratą, także kolejny punkt atrakcji został na naszej liście odhaczony.. i jesteśmy z siebie dumni..daliśmy radę!!! :D

sobota, 16 października 2010

Sześć stóp nad ziemią.Milano dzień 24

Co zrobic żeby kładąc się spać mieć poczucie że to był dobry dzień?
1.Dostać rano zbożowe ciasteczka (hand made) prosto z Polski
2.Pójść na siłownię
3.Zwiedzić tajne zakamarki Castello Sforzesco razem z przewodnikiem
4.Zobaczyć Piete Michała Anioła
5.Zachwycić się widokiem Sala delle Asse w której fresk na suficie namalował sam Leonardo da Vinci
6.Pójść na koncert Orkiestry laVerdi w Auditorium di Milano grającą muzykę Schumana i Mahlera (Stupende!!!)
7.Wrócić do akademika i trafić prosto na imprezę :D
8.Uśmiać się niemiłosiernie i poudawać że mówi się dobrze po włosku ;)
9.Wypić piwo i pójść spać:O
10.Mieć plan na jutro - kierunek Pavia i Vintage Market

To był bardzo dobry dzień!!

czwartek, 14 października 2010

Duomo i moi przyjaciele gripex i ketonal. Dzień 23

Miało byc miacho dzis wieczorem, miał byc aperitif na navigli..miał byc fun... a w ostateczności zostało łóżko, koc, gripex, ketonal (to na ból kolana który po dzisiejszej wspinaczce na duomo nie dał mi żyć - 158 stopni do pokonania, ale jest też winda :P my zaoszczędziłyśmy 3 euro i użyłyśmy siły własnych nóg).

Duomo, Duomo, Duomo... tam naprawdę można wejść :D na samiuteńką górę!!!
Widok jest pieknyyyy..nie samej panoramy Mediolanu, ale wszystkich szczegółów tej zawiłej budowli. Jest to największa na świecie gotycka katedra (Duomo) i pochodzi z XIV-XV w. Rozpoczęta przez Viscontich w roku 1386 budowa trwała aż pięć wieków, do roku 1813 wtedy dopiero zakończono zdobienie fasady. Katedra jest niestety cały czas w renowacji ponieważ pod wpływem zanieczyszczeń atmosferycznych po prostu niszczeje, tak więc na samej górze nie da się uniknąć widoku rusztowań i panów robotników..

W katedrze o czym wyczytałam  w sprytnych przewodnikach znajduje się najcenniejsza z posiadanych przez kościół relikwii: gwóźdź pochodzący z krzyża Chrystusa :O
Jest tu też największy w Europie, znajdujący się tu od roku 1786, zegar słoneczny - jest nim mosiężny pas w posadzce przy wejściu...
Jest też po prawej stronie, jeden z najbardziej makabrycznych posągów w katedrze, XVI-wieczna podobizna św. Bartłomieja - nagie mięśnie i kości wyrzeźbione są z anatomiczna dokładnością brrrrrrr
W każdym razie budowla jest zupełnie wyjątkowa!!!Z góry wygląda jak labirynt..a oświetlana światłem słonecznym lśni i prezentuje się naprawdę dumnie!!Koniecznie muszę się tam wybrać wieczorem!!!bo kiedy rozum śpi budzą się upiory uuuuuuu :D

środa, 13 października 2010

13 październik 2010

Retrospekcja w konturowaniu bloga :D taki mam plan...
Będę Wam pisać co wydarzyło się aktualnie i w paru zdaniach cofnę się też do tego co wydarzyło się w przeciągu pierwszych dwóch tygodni mojego pobytu tutaj coby nadrobić zaległości..

Dziś znów jest smutek niestety. W koszulce ŁESK z torbą ŁESK i pinami na zajęciach włoskiego odczytałam smsa od Kasi - "gdańsk wawa wrocław lublin katowice"
Pięć razy czytałam tego smsa zamarłam na 5 minut i nie dowierzałam..przeczytałam raz jeszcze i prawda zabolała...nie ma Łodzi na krótkiej liście ;(
Smutek.. smutek.. smutek
Nie ma opcji..trzeba wracać!!trzeba działać!! dla idei!!dla nas!! dla kultury!!dla Łodzi!!
Tylko jeszcze chwilkę tu pobędę..dobrze..pochłonę tę italiańską kulturę i sztukę i wrócę :))

tydzień temu mniej więcej napisałam na fb : "a ja myślałam że przyjechałam tu studiować" heheheh..i rzeczywiście pierwsze dwa tygodnie upłynęły pod znakiem party party party all the time.
Środa: Old Fashion
Czwartek: Aperitif
Piątek: Alkatraz
Sobota: Black Hole
Niedziela: ZGON!! :P
Poniedziałek: chyba zaczęłam już chodzić na zajęcia :P ale wieczorem było picie wina na Colonne (taki nasz łódzki murek przy cpnie;))
Nie ma dnia żeby ponarzekać na brak możliwości wyjścia sponsorowanego przez %. Kluby są pełne w środku tygodnia..Płaci się 10euro i w tym mamy 2 drinki. W klubach jest zakaz palenia (są wyznaczonego do tego specjalne strefy). Extra jest też to że nie dostaje się mandatów za picie w miejscu publicznym :P można pić alko w plastikach. W sumie to z czym spotkałam się tutaj po raz pierwszy: nawet szoty sprzedają w plastikowych kieliszkach :O
Pamiętam jak wielki problem mieliśmy w Łodzi żeby wybrać się do klubu w czwartek..a tu można iść nawet w poniedziałek :D

poniedziałek, 11 października 2010

Dzień 20

Mimo iż w tym momencie zaburzam chronologię to nie mogę o tym nie napisać właśnie teraz. Chociaż emocje już opadły i smutek minął to i tak źle mi z tym że jednak ktoś ukradł mój zielony rower power :|

No ktoś się nie bał..ehh
Przez dobrych 40 minut miałam ochotę się rozpłakać, potem komuś dołożyć wrrrrr..ale ostatecznie stanęłam jak zaczarowana przed ulicznym występem marionetek animowanych przez uroczą Włoszkę w niebieskiej sukience.. stałam i stałam i ponownie zakochałam się w tym mieście...:)

No więc sympatyczna Czeszka i nasze pierwsze spotkanie 21.09.2010 roku.
Pierwszego wrażenia nie pamiętam gdyż cały czas czułam nieprzyjemny zapach z portierni i miałam przed oczami ciskanie petów przez malutkie okienko prosto na schody przez szanownego pana odźwiernego...
Julie okazała się naprawdę w dechę ;)i tak tez jest do tej pory..wspólne flow. I like! :D

Pokój rano okazał się całkiem duży - z garderobą, łazienką, małą lodówką i dużymi oknami, białymi ścianami i żółtymi meblami. Chciałam w nim zostać...
Jednak wcześniej musiałam udać się do dyrektora z karteczką z którą oddelegowali mnie wieczorem panowie z recepcji. Okazało się że dyrektor nie ma nic przeciwko mnie i mojej obecności w pokoju nr 251 :) okazało się też że w akademiku jest pani z CIDIS (biura odpowiedzialnego za zakwaterowanie studentów na terenie Mediolanu), która zabrała mnie ze sobą żeby dopełnić wszystkich formalności.

A potem to już dzikie poszukiwanie internetu przez następne 4 dni.. i wreszcie odkrycie sali komputerowej na terenie uczelni. Utworzenie konta i surfowanie :)przez pierwszych 30 min czułam się jak cichociemna która nie wie co ma zrobić i w jakiej kolejności: fejsbuk, poczta, info, esn..huh dużo tego było :P

Pierwszych parę dni upłynęło mi na błąkaniu się po mieście... szukaniu punktów orientacyjnych..każdego dnia wybierałam inną drogę żeby lepiej poznać miasto. Załatwiania papierków miałam całą masę... na wszystko potrzebny jest odpowiedni dokument... włoski luz może i działa ale nie w urzędach, uczelniach, akademikach...nawet na siłowniach nie działa, bo żeby móc zacząć ćwiczyć potrzebny jest dokument od lekarza, że nie ma żadnych przeciwwskazań dla aktywności fizycznej :O żeby kupić aparat fotograficzny we włoskim sklepie internetowym potrzebowałam wyrobić sobie codice fiscale (połaczenie naszego NIPu i Peselu). Migawka kupiona w niedziele (koniec tygodnia), z nazwy określana jako tygodniówka działa tylko w niedziele, gdyż jej ważność obowiązuje od poniedziałku do niedzieli, nie 7 dni! :O tak samo bilet miesięczny jak nazwa wskazuje obowiązuje w danym miesiącu, nie przez 30 dni. Incredibile!!!! Stupido!!! Che cazzo!!! :O

Przygód przedwyjazdowych ciąg dalszy. .

Kiedy wydawać by się mogło że wszystko jest na dobrej drodze żeby spokojnie wsiąść do samolotu i po prostu odlecieć okazało się ze sen z dnia poprzedniego, czyli nie wzięłam dowodu, mam 10kg nadbagaż, zgubiłam adres akademika, nie ma internetu w akademiku :O zaczął się powoli urzeczywistniać. 
1. informacje z adresem akademika dostałam na parę godzin przed wylotem
2. nie miałam torby na bagaż podręczny (kupiłam w dniu wylotu)
4. nie miałam zdjętego sim locka w drugim telefonie (zdjęłam w dniu wylotu)
3. nie miałam euro w portfelu (wymieniałam w dniu wylotu)
5. miałam nadbagaż (wyjmowałam ciuchy na lotnisku.. pozbyłam się w ten sposób też słownika :/ był najcięższy :P)
6. NIE BYŁO INTERNETU W AKADEMIKU!!!
7. ALE WCZEŚNIEJ NIE BYŁO DLA MNIE POKOJU W AKADEMIKU :O


Ale wszystko po kolei.. 
odprawiłam się bez problemów..lot przebiegał szybko bez żadnych zakłóceń..
Kiedy wysiadłam na lotnisku w Bergamo szybko znalazłam autobus który zawiózł  mnie na Stazione Centrale w Milano. Pan kierowca wyłowił mnie z tłumu krzycząc "ciao bella" i od razu zrobiło mi się lepiej na sercu :)okazało sie że było to ostatnie miejsce w tym autobusie..następny był prawdopodobnie za 20min. 
Ze stacji pod same drzwi akademika pojechałam już taksówką (10min drogi by taxi = 9euro, cena biletu za autobus 1h drogi = 8,2euro :P). Kierowca nie był zbyt rozmowny ale właśnie dlatego czułam się z nim bezpiecznie... Wyboru taksówki dokonałam na podstawie jego zaangażowania a raczej braku widocznego zaangażowania w próbę podwiezienia właśnie mnie. Pozostali kierowcy wręcz wyrywali mnie sobie z rąk...ah Ci Włosi..ehhhhh..


W portierni akademika czekały na mnie kolejne niespodzianki..
Nikt nie mówił po angielsku.. 
Nie było dla mnie pokoju..
Nie mieli pojęcia że przyjadę..
Pan "portierniowy" przez malutkie okienko od swojej kanciapy wyrzucał pety na schody..
Zapach rozprzestrzeniający się w holu nie miał nic wspólnego z włoską kuchnią, kawą czy czymkolwiek innym..przyjemnym :/

Zmęczona i zdegustowana siedziałam grzecznie i powtarzałam bez końca że ja się stąd nie ruszam! że mogę pokazać im maila którego dostałam z biura (co też uczyniłam bo nie wierzyli mi na słowo), że to jest mój dom na najbliższe pół roku :)
Uporem i determinacją osiągnęłam swój cel.. dostałam inny pokój niż początkowo mi powiedziano ale.. miałam gdzie spać tej nocy :)
Wręczono mi ogromny żółty worek z wyprawką (2koce, biała pościel i poszewki,3 białe ręczniki).
Za  żółtymi drzwiami na drugim piętrze po lewej stronie czekała na mnie Julie.. przemiła Czeszka, studentka prawa która mówiła po angielsku :)

Milano na kilka dni przed wyjazdem

Na kilka dni przed wyjazdem nie miałam jeszcze podpisanej umowy, nie miałam adresu akademika. Mój learning agreement utknął gdzieś u koordynatora w Mediolanie, a ja nie zrobiłam kopii żeby móc podpisać umowę w Polsce.
A więc na kilka dni przed wylotem zbierałam ponownie podpisy od koordynatorów w Łodzi (prof Gałkowski z bwz nie przyszedł dnia pierwszego na umówione spotkanie.. a dnia drugiego złapałam go na dworcu Łódź Fabryczna ;o ).

Podczas podpisywania umowy nie było już żadnych niespodzianek.. no może poza tym że kwota stypendium wynosi tylko 1575euro na 4,5 miesiąca, a pieniądze wpłyną na konto za jakieś 3tyg. :/ Akademik miesięcznie kosztuje 300e + 350e kaucji..no więc na wino nie zostało już za wiele :P

Ostatni tydzień w Polsce był absolutnie szalony.. dziękuję wszystkim moim ziomkom poziomkom za to że byliście ze mną!! :* Że dzięki Wam pakowałam się w sobotę rano a resztę rzeczy upychałam jeszcze w niedzielę heheh. I że spałam po 3 godziny i nie miałam czasu na zamartwianie się jak to będzie jak wyjadę. Impreza Ciao Milano Ann.Dicho sprawiła że płakałam przez następne 3 dni.. tak strasznie nie chciałam wyjeżdżać..tak strasznie nie chciałam Was zostawiać...

Ale żeby przygodzie nie mówić stop i kontynuować zasadę Anna Master of Disaster ciekawa była historia mojego bagażu który częściowo miał zostać zabrany przez Tomka S..co tez się stało.. Jednak uzgodniliśmy że malutka jego część, która zawierała głośniki, pończochy, kilka bluzek i ręcznik (czyli czarna torba używana przeze mnie jako torba na siłownie) poleci ze mną jednak samolotem.. bo torba którą zostawiłam zajęła już całą powierzchnię bagażnika :O. W tym całym zamieszaniu i zaaferowaniu jakie miało miejsce w niedzielę okazało się że torby nie zabrałam z samochodu Tomasza Ś, który to zadzwonił do mnie, kiedy byłam już w drodze z Maćkiem S (kierunek home sweet home) że czarna torba jest u NIEGO w bagażniku. Jednakże Tomasz Ś nie jechał do Mediolanu, tylko Tomek S..tak więc obaj panowie spotkali się dnia następnego aby ów torbę dostarczyć we właściwe ręce :))za co serdecznie dziękuję!!za trud i zaangażowanie heheh ;)

niedziela, 10 października 2010

19 dni od przyjazdu do Milano

A więc stało się :)
Pisać bloga myślę nie będzie łatwo..ale pozwolić żeby wszystko poszło w zapomnienie??
Fejsbuk mimo ze jest fejs i ze jest bug nie daje rady udźwignąć tego co się tutaj dzieje..tego jak się dzieje i że bardzo szybko się dzieje.
Mam nadzieję że znajdę czas na prowadzenie tego bloga..może stać się również tak, że nawet po ciężkiej nocy, nad ranem będę otwierać della i pisaaaaać.. żeby być ze wszystkim na bieżąco.

Teraz muszę sięgnąć pamięcią wstecz żeby opisać wszystko co się wydarzyło zaraz po przyjeździe.. no i przed w przyjazdem też..

:))