poniedziałek, 11 października 2010

Dzień 20

Mimo iż w tym momencie zaburzam chronologię to nie mogę o tym nie napisać właśnie teraz. Chociaż emocje już opadły i smutek minął to i tak źle mi z tym że jednak ktoś ukradł mój zielony rower power :|

No ktoś się nie bał..ehh
Przez dobrych 40 minut miałam ochotę się rozpłakać, potem komuś dołożyć wrrrrr..ale ostatecznie stanęłam jak zaczarowana przed ulicznym występem marionetek animowanych przez uroczą Włoszkę w niebieskiej sukience.. stałam i stałam i ponownie zakochałam się w tym mieście...:)

No więc sympatyczna Czeszka i nasze pierwsze spotkanie 21.09.2010 roku.
Pierwszego wrażenia nie pamiętam gdyż cały czas czułam nieprzyjemny zapach z portierni i miałam przed oczami ciskanie petów przez malutkie okienko prosto na schody przez szanownego pana odźwiernego...
Julie okazała się naprawdę w dechę ;)i tak tez jest do tej pory..wspólne flow. I like! :D

Pokój rano okazał się całkiem duży - z garderobą, łazienką, małą lodówką i dużymi oknami, białymi ścianami i żółtymi meblami. Chciałam w nim zostać...
Jednak wcześniej musiałam udać się do dyrektora z karteczką z którą oddelegowali mnie wieczorem panowie z recepcji. Okazało się że dyrektor nie ma nic przeciwko mnie i mojej obecności w pokoju nr 251 :) okazało się też że w akademiku jest pani z CIDIS (biura odpowiedzialnego za zakwaterowanie studentów na terenie Mediolanu), która zabrała mnie ze sobą żeby dopełnić wszystkich formalności.

A potem to już dzikie poszukiwanie internetu przez następne 4 dni.. i wreszcie odkrycie sali komputerowej na terenie uczelni. Utworzenie konta i surfowanie :)przez pierwszych 30 min czułam się jak cichociemna która nie wie co ma zrobić i w jakiej kolejności: fejsbuk, poczta, info, esn..huh dużo tego było :P

Pierwszych parę dni upłynęło mi na błąkaniu się po mieście... szukaniu punktów orientacyjnych..każdego dnia wybierałam inną drogę żeby lepiej poznać miasto. Załatwiania papierków miałam całą masę... na wszystko potrzebny jest odpowiedni dokument... włoski luz może i działa ale nie w urzędach, uczelniach, akademikach...nawet na siłowniach nie działa, bo żeby móc zacząć ćwiczyć potrzebny jest dokument od lekarza, że nie ma żadnych przeciwwskazań dla aktywności fizycznej :O żeby kupić aparat fotograficzny we włoskim sklepie internetowym potrzebowałam wyrobić sobie codice fiscale (połaczenie naszego NIPu i Peselu). Migawka kupiona w niedziele (koniec tygodnia), z nazwy określana jako tygodniówka działa tylko w niedziele, gdyż jej ważność obowiązuje od poniedziałku do niedzieli, nie 7 dni! :O tak samo bilet miesięczny jak nazwa wskazuje obowiązuje w danym miesiącu, nie przez 30 dni. Incredibile!!!! Stupido!!! Che cazzo!!! :O

3 komentarze:

  1. a czemu nikt nie komentuje?! przecież blogi są po to, zeby je czytać i dawać feedback! Mogliście byc pierwsi, a tak pierwszy będę ja! Anno! super pomysl z blogiem! Wygodny dla Ciebie i wygodny dla nas :) Rower ukradł pewnie ktos z greenpace :O A biurokracja włochów... no cóż... zawsze uważałem, że to sympatyczny acz przedziwny naród :P
    Mystic

    OdpowiedzUsuń
  2. z kazdym dniem bedzie coraz lepiej :D szkoda roweru, byl taki fajny, zielony, zglaszalas kradziez na polizie ? chociaz skoro taka biurokracja u nich panuje to nie wiem czy to nie bedzie tylko strata czasu :/ Czekam na kolejne wiesci :D buziaki, 3maj sie Bella ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest i feedback!!!!Dzięki chłopaki ;) :*
    a pomysł z Greenpeace :D podoba mi się..
    Na policji jeszcze nie zgłosiłam..ale chyba powinnam, dla samej zasady!niech wiedzą że u nich też kradną..Ah te Makarony :P

    OdpowiedzUsuń