piątek, 29 października 2010

Torino. Byki. Juventus. Jesień etc :)

Crazy people crazy people. Tak można podsumować nasz wyjazd do Turynu.
                                       crazy                                      people

crazy people!!!

Ekipa w składzie: Anna x2, Marysia, Gosia i Bartuś i wszystko jasne!! wszystko było FENOMENALNE :d
Przez dwie godziny podróży w wygodnym pociągu raczyliśmy się opowieściami o uciekającej pannie młodej, o pilotowaniu wycieczek, o studiowaniu, zwiedzaniu, o życiu ;)od samego początku było fenomenalnie, fenomenalnie. Zimno, szaro i jakoś tak pusto :P nie to co w Mediolanie heheheh.
Turyn ładnym miastem jest. Bez rewelacji jednak.
Jest Juventus, jest całun, jest muzeum egipskie, jest jesień i wielu fajnych policjantów.. :D
foto foto foto fejsbuk fejsbuk ;)

jest też Muzeum Kinematografii do którego trzeba koniecznie wrócić. Są kolejki na wierzę widokową, są stragany z indyjską biżu i śliwkowymi szaliczkami z sowami ;)
co wzbudziło taki zachwyt? :)
to okno? ;)
hmmm  nieee!tam wyżej to zdjęcie pozowane :D


pojazd kosmiczny w którym można kupić najprawdziwsze podróbki całunu turyńskiego :/

"ej nawet podobny" heheheh Gosia rulez! :*

Było też dzikie szaleństwo i próba zdążenia na pociąg.. pogoń za maszyną do kasowania biletów i zniecierpliwiony pan konduktor który chyba z pięć razy dął w swój służbowy gwizdek.. Była moja stopa na schodkach pociągu celem jego zatrzymania :O i wszechogarniający śmiech innych podróżnych upchanych jak sardynki w przejściu do wagonów.. i Bartuś którego śmiech rozkładał na łopatki..a przypomnienie tej sytuacji cały czas wywołuje u mnie uśmiech od ucha do ucha hahahah :))))i w końcu byliśmy MY w pociągu w przejściu z toaletą.. w końcowym efekcie MY na wygodnych fotelach śmiejący się do rozpuku i wywołujący śmiech u innych podróżnych..to było Fenomenalne :D jechaliśmy do domu..do Milano..

a w samym sercu naszego miasta pomyliliśmy (tzn, ja jako przewodnik pomyliłam ;P) kierunki metra..więc sprytnie cofaliśmy się w miejsce z którego przyjechaliśmy...a kiedy z żółtej linii próbowaliśmy przesiąść się na czerwoną nie mogliśmy znaleźć wyjścia.. postanowiłam więc zapytać przystojniaka który zdawało się tam pracował: 
ja: "ciao.sorry where is the entrance to the Red Line?"
on: "ciao.there" i pokazuje miejsce z którego przyszliśmy (myślimy kur*a dzień świstaka normalnie :P)
ja: "are you sure?"
on: "yes I work here"
ja: " :/ yyyyy but there is yellow :("
Po czym pan chwyta mnie za rękę i zjeżdża z nami na sam dół ruchomymi schodami i odprowadza do właściwego wyjścia :))jak dobrze być zagraniczną turysto-studentka ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz